Według posępnej i pięknej legendy muzułmańskiej pierwszym mostem na świecie był rozpięty nad najgłębszą częścią piekła – Al Sirat.
Cieńszy od igły i ostrzejszy od malajskiego sztyletu prowadził prosto do raju. Wierzący przechodzili po nim bez większego trudu, wątpiący wpadali prosto w gorejącą czeluść.
Europejskie średniowiecze też miało swoje mostowe legendy. Władysław Kopaliński opowiadał o świętym Benezecie, który jako dwunastoletnie zaledwie pachole zbudował słynny most w mieście Awinion. Chłopcu, jako przyszłemu świętemu, pomagały anioły. To dzięki temu Benezet, słaby wszak i wątły, odrywał wielkie bloki skalne i rzucał je we wzburzoną toń Rodanu.
Mijały lata, Benezet zestarzał się, ale zdążył wykształcić licznych naśladowców. Niestety nie pomagały im anioły, bo charaktery miewali czarne. W pierwszych latach działalności też wznosili mosty, stawiali szpitale dla ubogich i zajmowali się trudnym losem bezdomnych. Zachwycony tym wielkim mistrzostwem papież Klemens II nadał im prawa świeckiego zakonu. Nazwano ich braćmi mostowymi. Korzystając z tego wyróżnienia zaczęli także budować drogi prowadzące do mostów, „opiekując” się przejeżdżającymi przez przeprawy podróżnymi. Okazywali jednak zbyt wielką „gorliwość”, okradali pielgrzymów, a nieraz także zabijali ich. Trzy wieki później papież Pius II dowiedziawszy się gigantycznym bogactwie bractwa jakie zdobyli, rozwiązał zakon.
Pozostała po nich nie najlepsza pamięć, pozostały także liczne mosty.
Lata mijały, wieki odchodziły, powstawały różne mosty i znikały w nurtach rzek. Niestabilne i nietrwałe, opierane na łodziach, robione z drewna i mocowane na palach, nie zdawały trudnych egzaminów. Dopiero w wieku XVIII w Anglii na rzece Tees powstał pierwszy łańcuchowy most „na samym tylko powietrzu wzniesiony”.
Warszawa jakoś nie miała szczęścia do mostów. Długie wieki trzeba było czekać na zbudowanie w stolicy pierwszej stałej przeprawy, łączącej obydwa brzegi Wisły. Tego zadania chciał się podjąć Ludwik Metzel, kapitan artylerii, kawaler Orderu Virtuti Militari jaki otrzymał po bitwie pod Zieleńcami. Metzel był konstruktorem holownika (1823), który aż do Powstania Warszawskiego krążył po Wiśle!
Łańcuchowy most konstrukcji Metzla miał stanąć w okolicach ulicy Mostowej. Niestety, ten pomysł obalono na burzliwym posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a wielkim oponentem Metzla był Stanisław Staszic, który oznajmił, że „most nie może dźwigać ciężarów z powodu wpływu jaki mają na żelazo częste zmiany powietrza”.
Projekt Metzla jeszcze ostrzej skrytykował młody porucznik artylerii Feliks Pancer. Jakby nie pomny pamiętnej debaty, sam około roku 1840 przedstawił projekt budowy wiaduktu łączącego plac Zamkowy z mostem łyżwowym w rejonie Bednarskiej. Wiadukt miał być jednym z elementów przyszłej przeprawy na Pragę. Niestety „ten piękny most został nagle przerwany” – napisał ze smutkiem komentator jednego z czasopism. Most stanowiący przedłużenie wiaduktu zbudował dopiero w roku 1864 inżynier Stanisław Kierbedź. Ale tego porucznik Feliks Pancer już nie doczekał.