TARG NA WEŁNĘ W WARSZAWIE
Jarmarki pozostały już teraz tradycyą tylko; rzeczywistość znikła, zaledwie nazwa istnieje. Najsławniejsze jarmarki w kraju utraciły dawną tradycyjną fizyognomią, a zlewają się z tym ruchem zwykłym, ogólnym, codziennym, który stał się cechą dziewiętnastego wieku. Bo przy ułatwionych środkach kommunikacyi, przy kolei żelaznej, przy ruchu przemysłowym, jarmarki w żadnym razie ostać się niemogły tem czem były dawniej.
Nie przeto chemy twierdzić, żeby czerwcowy jarmark na wełnę w Warszawie bywał mniej licznym, mniej ożywionym aniżeli kiedyś; owszem różne okoliczności, a pomiędzy innemi zebranie ogólne towarzystwa rolniczego w tym czasie wypadające, przeważnie wpłynęły na liczniejsze zbieranie się obywateli z prowincyi do Warszawy około Śgo Jana. Ale istnieją już: kolej żelazna, hotel europejski, omnibusy do hoteli i t. d. i t. d., więc niektóre dawniej bardzo oddalone strony, stały się można powiedzieć przedmieściami Warszawy, a na Święty Jan do miasta naszego już nie bywa podróż, ale przejażdżka. Gdzież wy staroświeckie powozy opisywane w ramotkach ś p. Augusta Wilkońskiego? gdzież wy jaskrawe stroje, bajeczne kapelusze, piramidalne mantylki i babilońskie wstążki, znamionujące gust małomiejskich modniarek? gdzieś się podziała o liberyo niebieska, czerwona i żółta, w której wyglądali Kacperkowie i Pawełkowie wiejscy, jakby osły przebrane w wielbłądów chomąta.
Wszystko to znikło, przepadło, zginęło. Może odżyje w pieśni, ale w rzeczywistości już tego niema. Dziś damy przyjeżdżające z prowincyi na Śto Jańskie uroczystości, znają Warszawę tak dobrze jak Warszawianki, a nie zabłądzą w drodze do najbardziej wziętych magazynów mód, do najpierwszych sklepów nowości. I co tam o Warszawie mówić? Połowa z nich była nawet w Paryżu, albo przynajmniej w Niemczech, i przywiozły sobie ztamtąd kufry pełne strojów.
Drzeworyt który tu macie przed sobą, przedstawia wam plac Krasińskich w chwili największego ruchu jarmarcznego. Charakterystycznych cech tam niewiele: jak wszędzie, obywatele, rządzcy, ekonomi, kupcy, faktorzy. Ci ostatni pozostali może jedynym jawnym zabytkiem na starożytny krój wyciętym. Niech się wszystko zmienia, niech świat cywilizuje się lub burzy, faktora impavidum feriient ruinae. Formę, to jest strój, przemienił on, ale treść taż sama została. Faktor jest dźwignią jarmarków i wie o tem.
Zresztą samemi już powierzchownemi cechami jarmark warszawski różni się od jarmarków prowincyonalnych i t. p. Decorum więcej tu zachowane, w ubiorze, w postawie, w zachowaniu się. Zajęć mnóstwo, więc brak czasu na tułaczkę jarmarczną, każdy śpieszy się z ukończeniem interesów, bo czekają wyścigi konne, fantowe, czeka teatr, dolina szwajcarska, Tivoli, wizyty zresztą rozmaite. Tam jarmark jest celem głównym, tutaj pobocznym tylko; tam ześrodkował cały ruch, tutaj stał się zaledwie słabem jego odbiciem Zaledwie interesowanych on zajmuje, Inni przechodzą obojętnie.
Tylko stary jaki woźny trybunału, przypatrując się przez okna ruchowi, pomyśli o dawnych kadencyach, o których wie z tradycyi i westchnie.