Wywiad w Gazecie Stołecznej z 30.07.2010

To oni zburzyli Warszawę - jak powstało "Miasto ruin" -> link do źródła

 

Tomasz Urzykowski: Jak panowie, pasjonaci przedwojennej Warszawy, trafili do produkcji filmu w wersji 3D o mieście w ruinie?

Ryszard Mączewski : Propozycja wyszła z Muzeum Powstania Warszawskiego. Miało pomysł na zrobienie tego filmu i szukało konsultantów historycznych.

Krzysztof Jaszczyński : Pokazano nam przygotowaną przez studio Platige Image animację przelotu nad zburzoną katedrą św. Jana w stanie z 1945 r., ale jeszcze przed zawaleniem się południowej ściany podczas odgruzowywania świątyni.

R.M. : Po pokazie Piotr Śliwowski [szef projektu ze strony Muzeum] spytał, czy zechcemy wziąć udział w przedsięwzięciu na dużo większą skalę, bo obejmującym nie tylko jeden budynek, ale całe miasto.

Dlaczego Muzeum zwróciło się z tym właśnie do panów?

K.J.: Niewątpliwie to zasługa naszej strony internetowej www.warszawa1939.pl , na której jednak wcale nie ma ruin. Historię miasta doprowadzamy na niej do wybuchu wojny.

R.M.: Niedługo strona będzie obchodzić dziesięciolecie istnienia. Z początku była moim jednoosobowym dziełem, w 2003 r. dołączył Krzysztof. Teraz pokazujemy tu zdjęcia ponad 2,5 tys. budynków z 10 tys., które stały w historycznym centrum Warszawy. To prawdopodobnie największy w internecie zbiór tak metodycznie pokazujący miasto do roku 1939. Dla wielu osób zainteresowanych tamtą Warszawą jest jakimś punktem odniesienia.
 
Panowie nie mają wykształcenia historycznego?

K.J.: Ja jestem doktorem chemii.

R.M.: A ja księgowym. Taki mam zawód wyuczony i wykonywany. Prowadzenie strony internetowej to moje hobby, czyli coś dodatkowego po pracy zawodowej.

Jaka była panów rola w przygotowaniu filmu?

K.J.: Dostaliśmy trasę przelotu samolotu nad Warszawą i naszym zadaniem było wybranie ok. 45 stojących wzdłuż niej charakterystycznych obiektów, które zostaną wiernie odtworzone i będą elementami przyciągającymi uwagę widza. Coś jak w znanej reklamie "Kobieta z lampartem". Wiadomo było, że nie da się zrekonstruować ze szczegółami kilkudziesięciu tysięcy budynków w całym mieście, a należy pokazać przynajmniej te najważniejsze. Zgodnie z koncepcją pana Śliwowskiego samolot miał przelecieć nad Warszawą drogą, którą podczas Powstania Warszawskiego pokonywały alianckie liberatory niosące pomoc dla walczących. Maszyny leciały wzdłuż Wisły z południa na północ, a przed wieżą katedry robiły skręt i obniżały pułap, by znaleźć się nad Miodową i pl. Krasińskich, gdzie zrzucały ładunek i natychmiast uciekały w górę. My zaproponowaliśmy korektę tej trasy, żeby samolot przeleciał nad Rynkiem Starego Miasta, a widzowie zobaczyli zniszczoną Starówkę. Poprawka została przyjęta.

Kiedy zaczęła się praca nad filmem?

K.J.: Dołączyliśmy do zespołu w wiosną 2009 r. Ale już wcześniej ludzie z Muzeum Powstania i Platige Image zdecydowali, że podstawą odtworzenia Warszawy z 1945 r. będzie wydobyty z Głównego Zarządu Geodezji i Kartografii Wojskowej radziecki fotoplan miasta. Składa się z ponad 600 zdjęć lotniczych zrobionych w 1947 r. W oparciu o niego graficy zaczęli rysować dawną siatkę ulic. Problem w tym, że w 1947 r. trwała już odbudowa Warszawy i przebijano nowe ulice, zwłaszcza na terenie dawnego getta. Zaproponowaliśmy więc korzystanie z innego radzieckiego fotoplanu z 1945 r. Na nim zaznaczyliśmy najważniejsze obiekty do dokładnego odtworzenia, np.: cerkiew przy Szwoleżerów, szkołę przy Czerniakowskiej, zespół budynków Legii, Zamek Ujazdowski, kościół na Solcu, most i wiadukt Poniatowskiego, Muzeum Narodowe, budynki wzdłuż Wybrzeża Kościuszkowskiego, Stare Miasto.

Odbył się nawet przelot twórców filmu nad Warszawą śmigłowcem udostępnionym przez 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego.

R.M.: Chodziło o ustalenie, w którym miejscu powinno się zacząć film, żeby nie zanudzić widza zbyt długim przelotem nad Wisłą. W pierwotnej wersji miał się on zaczynać aż nad Górą Kalwarią. Gdy lecieliśmy helikopterem, okazało się, że tak naprawdę ciekawie robi się dopiero na wysokości Stacji Pomp Rzecznych przy Czerniakowskiej. Cały Łuk Siekierkowski to pustka, Łazienek w ogóle nie widać znad Wisły, Belweder ginie gdzieś na horyzoncie. Zamek Ujazdowski, choć ma potężną bryłę, jest tak daleko od Wisły, że w ogóle się nie wyróżnia na tle panoramy miasta. Co innego budynki nad Wisłą, jak chociażby kościół na Solcu czy willa Wodociągów przy obecnej Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego.

K.J.: Po przelocie helikopterem do naszej listy ważnych budynków zostały dołożone kolejne obiekty, np. mury obronne Starówki. Stare Miasto legło kompletnie w gruzach, a mury - zwłaszcza na odcinku odbudowywanym w latach 30. przez Jana Zachwatowicza - były nietknięte. Ostatecznie liczba obiektów do dokładnego odtworzenia wzrosła do ok. 100. Doszły m.in. Mansjonaria przy pl. Zamkowym i nieistniejący dziś potężny gmach PKO na Gnojnej Górze, który mimo wojennych zniszczeń był jeszcze bardzo dobrze widoczny w 1945 r.

Ale panów praca nie ograniczyła się przecież tylko do wyboru budynków, które graficy komputerowi mieli odtworzyć ze szczegółami?

K.J.: Naszym zadaniem było też wyszukiwanie i dostarczanie potrzebnej do tego dokumentacji fotograficznej. Pan Michał Gryn z Platige Image mówił np.: "Dzisiaj potrzebuję materiałów dotyczących pałacu Krasińskich". Wtedy dostawał od nas komplet 10-15 zdjęć przedwojennych i po zniszczeniu z zaznaczeniem na fotoplanie, z którego miejsca zostały wykonane. Do tego dodawaliśmy współczesne zdjęcia robione przez Ryszarda z helikoptera. Na postawie tych materiałów graficy odtwarzali poszczególne budynki. Jeśli nie mogliśmy znaleźć zdjęć zburzonego domu, korzystaliśmy z fotografii przedwojennych i sami rysowaliśmy na nich zniszczenia.

Tak z głowy?

K.J.: Absolutnie. Korzystaliśmy z fotoplanu z 1945 r., gdzie widać, jak zniszczone były poszczególne domy. Tak było z budynkami przy Wybrzeżu Kościuszkowskim.

R.M.: Fotoplan jest tak dobry jakościowo i wykonany w słoneczny, bezchmurny dzień, że widać cienie rzucane przez budynki. Mając obraz domów z góry i ich cienie, można sobie resztę dopowiedzieć, gdy nie ma innych zdjęć.

K.J.: Najtrudniejsze były dla mnie sytuacje, gdy pan Michał mówił: "To teraz potrzebuję fotografii z takiego a takiego obszaru", a my nie mamy żadnego zdjęcia. Wtedy zaczynało się ich gorączkowe poszukiwanie u kolegów, znajomych.
Ile zdjęć potrzeba było do "odbudowy" ruin Warszawy z 1945 r.?

K.J.: Przejrzeliśmy ok. 3 tys., wykorzystaliśmy półtora tysiąca. Pochodziły z różnych źródeł. Sięgnęliśmy m.in. po niemieckie zdjęcia lotnicze z lata 1944 r. odnalezione kilka lat temu w archiwum w Marburgu.

Jedne budynki w filmie oddane są wiernie, inne mniej.

K.J.: Cały obszar miasta został podzielony na rejony. Zależało nam, by jak najwierniej odtworzyć te, nad którymi samolot przelatuje najniżej, a więc przede wszystkim okolice Starego Miasta z ruinami Zamku, w których widać charakterystyczną kratownicę więźby dachowej, Arkadami Kubickiego, zapadniętym wiaduktem Pancera, wiernie oddanymi pierzejami Rynku. Potem jest pl. Krasińskich z pałacem, następnie ruiny getta z więzieniem na Gęsiówce i kościołem św. Augustyna. Do dokładnego odtworzenia detali ruin graficy potrzebowali kilkudziesięciu zdjęć. Na szczęście dokumentacja fotograficzna zburzonego getta jest bardzo duża. Wiele osób rejestrowało po wojnie to wstrząsające "morze ruin". Ale już rejon na styku getta z Żoliborzem potraktowany jest na filmie bardziej ogólnie. Tu nie chodziło o odtworzenie w 100 proc. całej Warszawy dokładnie ze wszystkimi domami, ale pokazanie obrazu zniszczonego miasta. Graficy wykonali ogromną pracę, bo nawet te domy oddane mniej szczegółowo musieli rysować ręcznie. Z początku miał to zrobić komputer, ale wyszło sztucznie. Zrezygnowali więc z automatu i przez prawie rok ręcznie nanosili na siatkę ulic 63 tys. budynków i innych obiektów. My pracowaliśmy intensywnie około siedmiu miesięcy.

Kiedy panowie uwierzyli, że całe to przedsięwzięcie się powiedzie?

K.J.: To mógł być czerwiec 2009 r. Zobaczyliśmy wtedy pierwszą przymiarkę filmu z widokiem Starego Miasta ze zburzonym Zamkiem. Uwierzyliśmy, że to będzie coś niesamowitego. Robocze pokazy odbywały się zresztą co kilka tygodni. Były wtedy dyskusje, padały propozycje korekt, poprawek.

R.M.: Kiedy po raz pierwszy na dużym ekranie zobaczyłem skończoną wersję filmu, to mnie wbiło w fotel. Nie sądziłem, że efekt będzie aż tak niesamowity.

Co zrobiło największe wrażenie?

R.M.: Skala zniszczeń. Przecież my to wszystko wiedzieliśmy, znaliśmy z fotoplanów, ale oglądane w trójwymiarze i w ruchu powoduje zupełnie inny odbiór. To zdruzgotane Stare Miasto. Ten kościół na morzu ruin getta.

Film "Miasto ruin" jest kolorowy, choć archiwalne zdjęcia były czarno-białe. Czy to artystyczna kreacja?

R.M.: Pokutuje stereotyp, że jak coś jest stare, to musi być czarno-białe, bo nie było kolorowych klisz. A jednak były.

K.J.: Są kolorowe zdjęcia Warszawy zarówno przedwojenne, jak i wojenne. Gorzej z powojennymi. W jednym z numerów tygodnika "Stolica" z lat 70. opublikowano kolorowe widoki pl. Zamkowego z września lub października 1944 r. W tekście obok było napisane, że ktoś przyniósł do redakcji negatyw. Ciekawe, co się z nim stało, bo nigdy później te zdjęcia nie były pokazywane. Niedawno dużo barwnych fotografii z Warszawy czasów wojny pojawiło się na stronie internetowej magazynu "Life". Jeśli zdejmie się z nich tę niebieską mgiełkę, to widać, że choć domy były wypalone, to miasto nadal miało jasne kolory. Zachowały się też kolorowe filmy, jak choćby ten nakręcony przez niemieckiego żołnierza wjeżdżającego do Warszawy.

Wróćmy do ruin. Panuje powszechne przekonanie, że zniszczenie Warszawy nastąpiło w wyniku Powstania. Panowie uważają inaczej?

R.M.: To kolejny stereotyp. W tej chwili na aukcje internetowe trafia coraz więcej zdjęć wykonanych w Warszawie przez żołnierzy Wehrmachtu po zajęciu miasta we wrześniu 1939 r. Widać na nich zbombardowane domy, np. przy skrzyżowaniu Świętokrzyskiej z Nowym Światem, przy pl. Grzybowskim czy pl. Piłsudskiego. Podczas zdobywania Warszawy Niemcy zniszczyli ok. 20 proc. jej zabudowy.

K.J.: Później był rok 1942 i pierwsze duże bombardowanie radzieckie. W jego wyniku zniszczeniu uległo kilkaset domów w Śródmieściu, na Pradze i Woli. Następnie rok 1943 i powstanie w getcie. Gdy już się kończyło, był bardzo duży nalot radziecki. Bomby spadły na Śródmieście, Ochotę i samo getto. Potem mamy akcję jego wyburzania po upadku Powstania. Hitler zdecydował, że cały ten teren zmieniony zostanie w park.

R.M.: To nie było tylko wyburzanie czy wysadzanie. Niektóre budynki rozbierano cegła po cegle. Kolejką wąskotorową wywożono cegły i elementy budynków do odbudowy zniszczonych alianckimi bombami niemieckich miast.
K.J.: Wreszcie dochodzimy do Powstania Warszawskiego. Poza obszarem Starego Miasta, który był wtedy z premedytacją bombardowany, większość zabudowy przetrwała. Metodyczne niszczenie miasta Niemcy zaczęli po opanowaniu Warszawy. Dom po domu palili i burzyli kamienice na Starówce i w Śródmieściu - wzdłuż Marszałkowskiej, Al. Jerozolimskich i innych ulic. Zamek Królewski wysadzili już 8 września, a katedrę św. Jana dopiero w grudniu.

Jaki w tym mieli cel?

K.J.: Dostali rozkaz: "Zniszczyć to miasto!". Po części te wyburzenia miały też sens militarny. Niemcy przygotowywali się do obrony Warszawy przed Rosjanami, odsłaniali przedpole. Ze zdjęć lotniczych wykonanych w listopadzie 1944 r. wynika, że wykonali setki kilometrów transzei, wykorzystywali nawet powstańcze barykady, na których budowali własne. Ale wysadzenie Pałacu Saskiego i Pałacu Brühla nie miało żadnego militarnego uzasadnienia.

Czy jest możliwe stworzenie animacji pokazującej tamtą Warszawę z perspektywy pieszego?

R.M.: Możliwości techniczne istnieją. Widząc ten film, aż się prosi, by odtworzyć przedwojenne miasto. Już kilka lat temu widziałem w internecie tego rodzaju animację w skali mikro w wydaniu berlińskim. Jest pięknie zrekonstruowany obszar wokół Nowej Kancelarii Rzeszy. Takie rzeczy da się wykonać. Mamy zresztą do tego materiał: 3,5 tys. zdjęć budynków zrobionych przed wojną przez urzędników miejskich z Referatu Gabarytów.

K.J.: Pozwalają na wierne odtworzenie ok. 80 proc. zabudowy Śródmieścia.

R.M.: Nie jestem sobie w stanie tylko wyobrazić, jak duży zespół osób musiałby nad tym pracować, żeby to zajęło skończoną ilość czasu. Bo kiedy robimy rekonstrukcję z poziomu ulicy, to wchodzimy we wszystkie detale typu: gzymsy, zdobienia, wykusze, szyldy, reklamy.

K.J.: Nie trzeba od razu odtwarzać całego miasta. Wystarczy jakiś fragment: Marszałkowską, Nalewki, Starówkę. Stojąc na Rynku Starego Miasta, można byłoby go oglądać w czasach przedwojennych i po zniszczeniu. Byłoby to niesamowite.